piątek, 4 listopada 2011

KB#26 – Błędy w RPG – Dlaczego rozum nie zaśnie

(Dzięki, Setharielu, za prowadzenie kolejnej edycji Karnawału!)

Kiedy mam okazję porozmawiać z kimś o grach fabularnych, lubię opowiedzieć nieco o grach niezależnych. Czym są, z czego słyną, jakie można znaleźć w Polsce. Raz uczestniczyłem w sesji Cold City, która była świetna. Kilka razy grałem w (i zrecenzowałem) In Spectres. Są to świetne gry. Nieco gorzej wypadł De Profundis, którego podręcznik nie oferuje nic, czego nie można by ująć w jednym akapicie –jednak też bazuje na świetnym pomyśle.

Kupując Kiedy rozum śpi wiedziałem, za hasłem reklamowym, że jest to „gra o bezsenności w szalonym mieście”, co brzmi całkiem fajnie. Czytając na stronie szóstej wstępniak fabularny, poczułem nieco kiczu, ale kiczu fajnego, który może chwycić. Po słowach „Za nic nie zaśnij!” postanowiłem – zagram w to.

Rozczarowanie przyszło na stronie siódmej. Rozczarowanie tak mocne, że nigdy nie wyszedłem poza nią. Nie czytam bowiem podręczników kolekcjonersko (jest za dużo wartościowej literatury na takie coś), zawsze kupuję to, w co chcę grać.

Przypomnijmy sobie jednak, czego – poza graczami i znajomością podręcznika, zwłaszcza zasad – potrzebujemy zazwyczaj do sesji? Dla mnie są to: karty postaci, przynajmniej jeden zestaw kości (choć z czasem dla komfortu załatwiłem ich więcej, by każdy na sesji miał własny zestaw – nie zmienia to faktu, że mój kolega ciągle używa kostek, jakie kupiliśmy prawie dekadę temu), muzyka. W SWEPL-u dochodzą do tego fuksy (randomowe przedmioty zależne czasem od świata. W L5K wykorzystałem kamienie do go) i karty.

Niektórzy używają makiet do prowadzenia bitew, figurek / plaskaczy / randomów symbolizujących przeciwników, a najnowsza edycja WFRP sprzedaje całe pudło niezbędnych do gry żetonów, specjalnych kart itp. Wiecie, by móc wykorzystać pełnię potencjału gry, nie móc jej łatwo spiracić i jednocześnie nie zostawić graczy na lodzie w kwestii brakujących elementów. Masz pudełko? Jesteś przygotowany do sesji. Jak planszówka.

Oto fragment, który mnie zniechęcił do Kiedy rozum śpi:

„Każdy gracz (pogrubienie moje - aure) będzie potrzebował przynajmniej:
* trzech białych kości sześciennych (symbolizujących Dyscyplinę)
* sześciu czarnych kości sześciennych (symbolizujących Znużenie)
* od sześciu do ośmiu czerwonych kości sześciennych (symbolizujących Szaleństwo – zarówno czasowe (? - aure), jak i stałe)
* garści drobnych monet (około dziesięciu sztuk dla każdego gracza). Najlepiej sprawdzą się jednogroszówki, ponieważ najprawdopodobniej będą często zmieniać właściciela. (monety symbolizują… monety)
Mistrz Gry potrzebuje przynajmniej:
* od dziesięciu do piętnastu kości sześciennych dowolnych kolorów (symbolizujących Ból)
* garści drobnych monet
* dwóch pojemników, jednego jasnego (lub przezroczystego), jednego ciemnego (lub matowego) – ustawionych pośrodku stołu lub w innej lokalizacji łatwo dostępnej dla wszystkich

PRZYNAJMNIEJ.
Innymi słowy, by zagrać w pięć osób potrzebujemy PRZYNAJMNIEJ:
* 12 białych kości;
* 24 czarnych kości;
* 24 kości czerwonych;
* 50 monet (zakładając, że prowadzący też potrzebuje dziesięciu);
* 10 kości różnych kolorów;
* przezroczystego i ciemnego pojemnika.

WOW.

Aj min – kam an!

Kiedy rozum śpi powinien posiadać na okładce – przynajmniej z tyłu – napis: „UWAGA! By grać w ten system w pięć osób musisz zdobyć PRZYNAJMNIEJ 70 kości, 50 monet i dwa pojemniki!”. WTF.

Co więcej, patrząc na koniec podręcznika znalazłem karty postaci. To. Jest. Przegięcie.

Po pierwsze – gra jest zupełnie niepraktyczna. Nie wyobrażam sobie jeździć na konwent z plecakiem artykułów koniecznych do gry w jeden „być może zagram” system.

Po drugie – trudno to wszystko zdobyć. Łatwogubność tak wielkiej liczby przedmiotów kojarzy mi się ze sprzątaniem planszówek. Sprawdzaniem, czy nic nie spadło pod stół, liczeniem elementów itp. I nawet nie wiem, jak wytrzasnąć 50 jednogroszówek.

Po trzecie – gra warta 35 pln nie powinna wymagać przedmiotów o wartości kilkudziesięciu złotych (zakładając, że każda k6 będzie kosztować 50 groszy, do tego 0,5 pln w jednogroszówkach (powiedzmy, że z kartami odbitymi w punkcie ksero da to złotówkę) i, dajmy na to, 10 pln na w miarę estetyczne pojemniki osiągnęliśmy 46 pln).

Po czwarte – wszystko to by mnie nie uwierało, gdybym został wyraźnie uprzedzony. Jestem naprawdę ciekaw, jak wiele osób, które zakupiły podręcznik przeprowadziły choć jedną sesję (o właśnie. Poprowadzisz jedną sesję, gra nie zachwyci i te 46 pln idzie na śmietnik). Gdybym z góry wiedział, że przygotowanie do gry będzie wymagać tak dużego wysiłku, zachowałbym kasę, dołożył dziwaczny nadmiar i kupił Blood & Honor w „chuj wie po co twardej oprawie”.

Przemilczenie tej kwestii w hasłach reklamowych uważam za błąd. Błąd wydawców.

A żeby pozostać wiernym tematowi Karnawału, podpowiem lekcję bazującą na błędzie, jaki sam popełniłem. Nim kupicie nowy system, zobaczcie, jakich wymaga gadżetów poza podręcznikiem. Możecie się zdziwić.